sobota, 10 grudnia 2011

Urodziny!

Dzisiaj są 3 urodziny Satora!

Do napisania tego postu zbierałam się od listopada. Oczywiście nie wyszło mi to i post pisany jest na ostatnią chwilę =D W takich notkach zazwyczaj dokonuje się jakiś podsumowań ze wspólnego życia. Nie będę wyłamywała się ze schematów szczególnie, że chyba jeszcze nie pisałam o naszych początkach.

W domu zapadła decyzja - będzie pies. Psa chcieliśmy w sumie ja i tata. tacie marzył się owczarek niemiecki. Ja nie miałam pojęcia o kynologii - zgodziłam się. W ferie pojechaliśmy po szczeniaczka. Był słodki i rozkoszny, ale my nie mieliśmy pojęcia o wychowaniu psów. Nie miałam pojęcia, że istnieje coś takiego jak socjalizacja, że ze szczeniakiem trzeba zbudować więź, nie wiedziałam jak się z nim bawić. Dodatkowo pod wpływem pewnych "mądrych" książek ignorowaliśmy szczeniaka zamiast wykorzystywać jego zainteresowanie. Sator był kochany tyle, że my się nim zdecydowanie za mało zajmowaliśmy. Kuleczka rosła.

Kuleczka była co raz silniejsza, a spacer co raz mniej przyjemne. Wiedząc, że wyrośnie z niego duży pies, a nie mając pojęcia o szkoleniu poszliśmy na szkolenie, oczywiście kolczatkowe. Jak się później okazało w Kielcach są również nie-kolczatkowe szkolenia jednak dowiedziałam się o tym jakieś pół roku za późno. Chodziliśmy więc na to nieszczęsne szkolenie - idealne dla pół rocznego szczeniaka. Kolczatka oczywiście nie założona zaraz za uszami, a na łańcuszku, brak indywidulanego podejścia do psa. Na wykonanie ćwiczenia była chwila, a jak nie wyszło było się w tyle. Oczywiście zero zabawy czy nagród. Ktoś może mi napisać, że mogłam sama go nagradzać, bez podpowiedzi szkoleniowca. Jednak jak już pisałam nie miałam pojęcia o szkoleniu psa, więc robiłam to co kazał ten człowiek, a on nie wspominał o żadnych nagrodach.
Szkolenie się skończyło. Pies został co prawda okiełznany, ale nadal nie był to idealny piesek. Szperałam w internecie i tak trafiłam na psie fora. Zaczęłam czytać co raz więcej o psach, rasach o szkoleniu. Zaczynałam przeglądać na oczy. W niedługim czasie kolczatka została wyrzucona, a zastąpiona jakąś starą wygrzebaną obrożą po pierwszym kundelku. Zamówiłam kliker i zaczęłam pracę z psem polegającą na nagardzaniu, a nie na karaniu (no dobra czasami muszę do niego przemawiać ręcznie, ale na pewno nie na zasadzie kolczatki ;-)).
I tutaj chciałam wtrącić. Nie mam nic przeciwko używaniu kolczatki. Jeśli jest to dobrze użyte narzędzie szkoleniowe, a nie obroża na co dzień i sposób na życie.
Początki nie były łatwe i nadal łatwe nie są, ale pies zaczynał być radosny, nie przygaszony.
Później poznałam Kasię i Fifkę. Zaczęłyśmy się spotykać i rozmawiać. Ja w między czasie zaczęłam się interesować agility i frisbee. Chciałam pobawić się w to z Satorem, ale nie wiedziałam, że w Kielcach jest taka możliwość. Okazało się, że Kaśka też chciała spróbować czegoś nowego i znała miejsce gdzie można poćwiczyć. Zaczęliśmy chodzić na agility.

Jak patrze na nasze pierwsze filmiki to mi się śmiać z nas chce jak to wyglądało =D
Na początku mieliśmy problem z jakąkolwiek pracą bez smyczy, nie mówiąc już o pracy przy psach. W sumie to nie wierzyłam, że kiedykolwiek będę mogła podejść na luzie do przebiegu kiedy obok są inne psy. Jak się okazuje takie dni pomalutku, bo pomalutku, ale nadchodzą.
Później do agility dołączyło frisbee i okazało się, że to był strzał w dziesiątkę. Sator pokochał dekle - stały się one dla niego ważniejsze niż psy co w jego przypadku może oznaczać jedynie wielką miłość
Pomału dochodzimy do końca naszej opowieści. Ostatnie 2-1,5 roku upłynęło nam na szlifowaniu przede wszystkim pracy w rozproszeniach. 
Nie chciałabym jednak by była to smutna notka, ponieważ to jednak radosny dzień.
Po mimo tego wszystkiego co razem przeszliśmy - ja z Satorem, a on ze mną - nie wymieniłabym go na żaden inny model. Jego wielką przewagą nad innymi genialnymi, posłusznymi i w 100% wychowanymi psami jest to, że jest mój i nie trzeba tutaj nic więcej dodawać.
Sator nie jest tollerem, ani borderem - jest owczarkiem niemieckim
Sator nie jest wpatrzonym we mnie psem - za to uwielbia się do mnie przytulać
Sator nie jest na każde moje skinienie - chyba, że wyciągnę frisbee ;-)
Sator nie jest spełnieniem moich marzeń - jest za to moim kochanym psiskiem, z którym uwielbiam się tarmosić, przytulać, bawić i pracować.
Ciężko jest opisać 3 lata życia. Na szczęście będę miała okazję na post uzupełniający z okazji 3 lat bycia razem :-)
Na koniec filmik, który początkowo miał być retrospekcją, ale w końcu zmieniłam koncepcję :-)
Kolejna notka powinna się pojawić niedługo. Tematem będzie agility :-)