niedziela, 22 kwietnia 2012

Mistrz i uczeń

Zrobiło się ciepło, chodzimy na długie spacery. Sator ma dużo "czasu wolnego", a mnie w tym czasie dopadają filozoficzne myśli.
Zaczęłam myśleć o tym ile nauczyło mnie posiadanie psa oraz sam pies.
Po pierwsze - systematyczność. Kiedyś nie było mowy, żebym regularnie wychodziła na spacer. Ze znajomymi do miasta OK, ale do lasu??? Ja generalnie nie lubię lasu, za dużo robali. Teraz nadal za lasem nie przepadam, ale jestem w nim 2-3 razy dziennie. Rano, wieczorem, w deszczu, w słońcu, czy jest ciemno, czy jasno, czy jestem zmęczona, czy mi się nie chce, czy chce - spacer musi być, bo nos w szybie nie pozwala się olać.

Dalej, pies to doskonała szkoła cierpliwości. Można się wściekać, krzyczeć, złościć, ale osiągnie się tylko to, że pies nas oleje, albo się obrazi i pracować dalej nie będzie. Uważam, że aby efektywnie i z przyjemnością pracować z psem trzeba uświadomić sobie, że 90% błędów popełnia człowiek. Dopóki przewodnik nie uświadomi sobie tego, będzie tylko niepotrzebnie szarpał się z psem.
Pies nie powie co mu nie pasuje, co trzeba zmienić, dlaczego czegoś nie robi. Z drugiej strony nie możemy też bezpośrednio wytłumaczyć psu czego od niego wymagamy.
Ta cicha obserwacja naszych poczynań podsunęła mi do głowy skojarzenia psa-mistrza. Nauczyciela, który nie daje bezpośrednich podpowiedzi, a subtelne wskazania. Zwieńczeniem naszych starań jest merdający ogon oraz to spojrzenie, które uświadamia, że uczeń zdał egzamin.

Znowu była długa przerwa dlatego jeszcze parę słów o tym co u nas. 
Cieplutko się zrobiło, dlatego co raz częściej (o ile czas pozwala) chodzimy sobie na dłuższe spacery. Chciałam nauczyć Futro wchodzenia na plecy, ale wyraźnie mu nie szło. Zaczął za to kombinować coś z tylnymi łapami, dlatego ćwiczymy teraz nową sztuczkę - wchodzenie tylnymi łapami na moje plecy. Na razie jest całkiem nieźle, docelowo chciałabym aby wchodził na mnie łapkami jak będę stała. 
Na razie odpuściliśmy sobie frisbee. W ostatnim czasie rzucaliśmy raz, może dwa. Przed nami seminarium, potem obóz, w między czasie nasze treningi. Nie chcę bardzo go nadwyrężać. Strasznie żałuję, że w kwestii frisbee nie dzieje się tyle, co w agility, bo dyski to coś co Sator, a przez to i ja lubimy najbardziej. 

Na koniec kilka zdjęć i filmik z ostatniego treningu. 
Sator ]:->


Na filmiku mało Satora, bo to ja głównie byłam kamerzystą i nie biegaliśmy jakoś dużo. 


A za tydzień Powsin. Trzymajcie kciuki!