poniedziałek, 4 kwietnia 2011

Zrobić z siebie wariata

W tą niedzielę byliśmy na treningu i jak nigdy byłam z Satora zadowolona. Ładnie biegał, w sumie to mieliśmy może 3-4 pomyłki i to z mojej winy głównie, no i później na sam koniec kiedy już było ciepło i psu się zaczął mózg grzać =), nie zrzucał nawet tyczek. A co najważniejsze dla mnie nie uciekł mi choć był nowy pies. Starałam się, aby był mocno skupiony na mnie zanim zaczynaliśmy biegać, bo pewnie inaczej musiałabym psa osobiście przyciągać. Żeby nie było tak kolorowo to oczywiście jak raz do niej podszedł (ale nie była to ucieczka) to nie chciał przyjść, a że sunia się trochę go bała, był przywołany ręcznie ;-)
Jakoś tak się nie kleiło żeby robić zdjęcia, ani nagrywać filmiki, dlatego prawdziwej foto relacji nie będzie.


Nadal czekam na smycz i mi się już strasznie dłuży, bo brakuje mi frisbee, a na 6m lince to się za wiele w tym temacie nie da zrobić. Jutro wybieram się do hurtowni tkanin. Mam nadzieję, że będzie polar, bo chciałabym zrobić szarpaki.


A jeśli chodzi o naszą pracę nad sobą (nie, nie nie zapomniałabym o tym napisać) to jest różnie, a dzisiaj chyba znalazłam sposób na rozruszanie Satora chociaż troszkę.
Ogólnie sprawa wygląda tak, że jak go zawołam to dostaje zwolnienia. Tak jakby mi cs-ował trochę. Przeciągać się przeciąga, ale jest to na początku trochę takie wymuszone. Jak się już przeciągamy to jest ok, ale jak jest koniec to on też się wyłącza. Zmieniłam nastawienie i po tym jednym krytycznym dniu już się nie złoszczę, więc problem musi tkwić w moim zachęcaniu do zabawy.
Dzisiejszy spacer był też flegmatyczny. Zaczęłam się zastanawiać co takiego robią psy, że są atrakcyjne. Satora bardzo kręcą psy które się bawią, które są w ruchu. Stwierdziłam, że może trochę tego zachowania przeniosę na siebie. Puściłam go ze smyczą i zaczęłam się po prostu bawić tą naszą szmatą. Podrzucałam, biegałam, wydawałam jakieś dziwne odgłosy. Na początku Sator był lekko skonsternowany, ale po chwili zaczął się interesować zabawką tak sam z siebie. Ja ją rzucałam, podrzucałam na początku tak, że nie dawałam mu jej złapać. Potem jak zaczął za mną szybciej biegać to zaczęliśmy się bawić razem.
Tym sposobem wycisnęłam z niego o wiele więcej energii (choć to jeszcze nie jest to) i będę próbowała to kontynuować. Wołaniem go na razie jakoś gaszę, więc mam zamiar po prostu zaczynać bawić się sama. Jeśli będzie chętnie do mnie przybiegał, to mam zamiar wprowadzić zupełnie nową komendę (teraz będę jeszcze używała starej, jeśli będę go musiała zawołać).
Te ćwiczenia na razie odbywać się będę w miejscach gdzie nie ma ludzi, bo wiem, że nie trzeba zwracać uwagi na dziwne spojrzenia i komentarze innych i na prawdę już nauczyłam się sporego dystansu do siebie. Ale jakoś bieganie, piszczenie i bawienie się psią zabawką samą ze sobą mnie przerasta. Jak się Sator wkręci bardziej to będę przenosiła to na większe rozproszenia, a na razie przy ludziach pozostaniemy na smaczkach.


A na koniec chciałam napisać, że mamy całkiem fajne równaj. Mogę spokojnie przejść się z psem po osiedlu, bez strachu i obawy, że urwie mi rękę. Obok szczekających psów przechodzi spokojnie, obok psów które szczekają i biegają za ogrodzeniem już nie jest tak spokojnie, ale drobną korektą idzie dalej przy nodze. Nie jest to więc wyrywanie się straszne tylko lekka dezorganizacja. 

Kolejne relacje wkrótce :-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz