sobota, 10 grudnia 2011

Urodziny!

Dzisiaj są 3 urodziny Satora!

Do napisania tego postu zbierałam się od listopada. Oczywiście nie wyszło mi to i post pisany jest na ostatnią chwilę =D W takich notkach zazwyczaj dokonuje się jakiś podsumowań ze wspólnego życia. Nie będę wyłamywała się ze schematów szczególnie, że chyba jeszcze nie pisałam o naszych początkach.

W domu zapadła decyzja - będzie pies. Psa chcieliśmy w sumie ja i tata. tacie marzył się owczarek niemiecki. Ja nie miałam pojęcia o kynologii - zgodziłam się. W ferie pojechaliśmy po szczeniaczka. Był słodki i rozkoszny, ale my nie mieliśmy pojęcia o wychowaniu psów. Nie miałam pojęcia, że istnieje coś takiego jak socjalizacja, że ze szczeniakiem trzeba zbudować więź, nie wiedziałam jak się z nim bawić. Dodatkowo pod wpływem pewnych "mądrych" książek ignorowaliśmy szczeniaka zamiast wykorzystywać jego zainteresowanie. Sator był kochany tyle, że my się nim zdecydowanie za mało zajmowaliśmy. Kuleczka rosła.

Kuleczka była co raz silniejsza, a spacer co raz mniej przyjemne. Wiedząc, że wyrośnie z niego duży pies, a nie mając pojęcia o szkoleniu poszliśmy na szkolenie, oczywiście kolczatkowe. Jak się później okazało w Kielcach są również nie-kolczatkowe szkolenia jednak dowiedziałam się o tym jakieś pół roku za późno. Chodziliśmy więc na to nieszczęsne szkolenie - idealne dla pół rocznego szczeniaka. Kolczatka oczywiście nie założona zaraz za uszami, a na łańcuszku, brak indywidulanego podejścia do psa. Na wykonanie ćwiczenia była chwila, a jak nie wyszło było się w tyle. Oczywiście zero zabawy czy nagród. Ktoś może mi napisać, że mogłam sama go nagradzać, bez podpowiedzi szkoleniowca. Jednak jak już pisałam nie miałam pojęcia o szkoleniu psa, więc robiłam to co kazał ten człowiek, a on nie wspominał o żadnych nagrodach.
Szkolenie się skończyło. Pies został co prawda okiełznany, ale nadal nie był to idealny piesek. Szperałam w internecie i tak trafiłam na psie fora. Zaczęłam czytać co raz więcej o psach, rasach o szkoleniu. Zaczynałam przeglądać na oczy. W niedługim czasie kolczatka została wyrzucona, a zastąpiona jakąś starą wygrzebaną obrożą po pierwszym kundelku. Zamówiłam kliker i zaczęłam pracę z psem polegającą na nagardzaniu, a nie na karaniu (no dobra czasami muszę do niego przemawiać ręcznie, ale na pewno nie na zasadzie kolczatki ;-)).
I tutaj chciałam wtrącić. Nie mam nic przeciwko używaniu kolczatki. Jeśli jest to dobrze użyte narzędzie szkoleniowe, a nie obroża na co dzień i sposób na życie.
Początki nie były łatwe i nadal łatwe nie są, ale pies zaczynał być radosny, nie przygaszony.
Później poznałam Kasię i Fifkę. Zaczęłyśmy się spotykać i rozmawiać. Ja w między czasie zaczęłam się interesować agility i frisbee. Chciałam pobawić się w to z Satorem, ale nie wiedziałam, że w Kielcach jest taka możliwość. Okazało się, że Kaśka też chciała spróbować czegoś nowego i znała miejsce gdzie można poćwiczyć. Zaczęliśmy chodzić na agility.

Jak patrze na nasze pierwsze filmiki to mi się śmiać z nas chce jak to wyglądało =D
Na początku mieliśmy problem z jakąkolwiek pracą bez smyczy, nie mówiąc już o pracy przy psach. W sumie to nie wierzyłam, że kiedykolwiek będę mogła podejść na luzie do przebiegu kiedy obok są inne psy. Jak się okazuje takie dni pomalutku, bo pomalutku, ale nadchodzą.
Później do agility dołączyło frisbee i okazało się, że to był strzał w dziesiątkę. Sator pokochał dekle - stały się one dla niego ważniejsze niż psy co w jego przypadku może oznaczać jedynie wielką miłość
Pomału dochodzimy do końca naszej opowieści. Ostatnie 2-1,5 roku upłynęło nam na szlifowaniu przede wszystkim pracy w rozproszeniach. 
Nie chciałabym jednak by była to smutna notka, ponieważ to jednak radosny dzień.
Po mimo tego wszystkiego co razem przeszliśmy - ja z Satorem, a on ze mną - nie wymieniłabym go na żaden inny model. Jego wielką przewagą nad innymi genialnymi, posłusznymi i w 100% wychowanymi psami jest to, że jest mój i nie trzeba tutaj nic więcej dodawać.
Sator nie jest tollerem, ani borderem - jest owczarkiem niemieckim
Sator nie jest wpatrzonym we mnie psem - za to uwielbia się do mnie przytulać
Sator nie jest na każde moje skinienie - chyba, że wyciągnę frisbee ;-)
Sator nie jest spełnieniem moich marzeń - jest za to moim kochanym psiskiem, z którym uwielbiam się tarmosić, przytulać, bawić i pracować.
Ciężko jest opisać 3 lata życia. Na szczęście będę miała okazję na post uzupełniający z okazji 3 lat bycia razem :-)
Na koniec filmik, który początkowo miał być retrospekcją, ale w końcu zmieniłam koncepcję :-)
Kolejna notka powinna się pojawić niedługo. Tematem będzie agility :-)

niedziela, 20 listopada 2011

Sator, wystawa i..... pokazy!!!

W ten weekend w Kielcach odbywała się międzynarodowa wystawa. Już jakiś czas temu miałyśmy z Kasią propozycję wystąpienia na ringu głównym, w celu urozmaicenia wystawy, z jakimiś sztuczkami. Stwierdziłyśmy jednak, że nie będziemy brały psów, bo na wystawie chciałyśmy się skupić na oglądaniu, a nie na pilnowaniu swoich Potworków.

W sobotę okazało się, że Kasia jednak zabiera Fifkę i tutaj rozpoczął się cały proces pod tytułem "Dominika weź Satora!"
Na początku powiedziałam po prostu: Nie.
Wiem jaki jest mój pies i że wystawa to nie koniecznie miejsce dla niego. Ale im dłużej dziewczyny mnie namawiały tym bardziej słabło we mnie to "NIE". W końcu wieczorem zadecydowałam, że wezmę Satora i gdybym widziała, że nie damy rady, to po prostu byśmy nie wystąpili.

Przyjechałyśmy wcześniej, aby móc wejść na ring i zapoznać z terenem psy. Pierwsze wejście i... zwątpiłam. Sator co prawda chętnie aportował, ale o jakiś większych sztuczkach nie było mowy. Cały czas rozglądał się i był rozkojarzony, chociaż przy ringu prawie nikogo nie było. Potem weszła Fifka i zachowywała się podobnie jak Sator. Niby coś robiła, ale na pokazy to się średnio nadawało. Gdyby tego było mało Sator się mocno zestresował. Na ringu przy stolikach był pies, za którym Sator średnio przepada i zaczął na niego powarkiwać. Zrobiło się jakieś ogólne zamieszanie ja chciałam psa okiełznać i wyszło na to, że zaczął warczeć na mnie. Widać było, że to ewidentna reakcja obronna na stan "nie wiem co się dzieje". Ponieważ kręciło się tam trochę ludzi, a nie ukrywam, że sama się wystraszyłam (pewnie gdyby nie to, że ogólnie miałam tremę to nawet by mnie to nie ruszyło) założyłam mu kaganiec. Pies się uspokoił i stwierdziłyśmy, że zrobimy drugą kolejkę. Weszłam jeszcze raz z Satorem no i tym razem psina się spisała całkiem, całkiem. Podobnie Fiful - drugi raz był lepszy. Pełne nadziej poszłyśmy zwiedzać
I teraz muszę tutaj napisać, że Sator był grzeczny, ale w sumie tego się spodziewałam =P. On po prostu jak jest tyle psów nie wie do którego by tu iść, więc się ostatecznie pilnuje (miejscami mieliśmy takie równaj, że ło ho ho) Miał może ze dwa spięcia z innymi psami na zasadzie powarczę sobie, ale po za tym był spokój. Przez większość czasu starłam się zapanować nad emocjami, żeby jeszcze dodatkowo Satora nie stresować.
Około godziny przed samym występem usadowiłyśmy się już w "poczekalni" do wejścia na ring główny. Psy miały okazje trochę się wyciszyć.
Przed samym występem rzuciłam tam ze dwa razy Satorowi frisbee, żeby go trochę nakręcić, a potem zostało już tylko czekanie na swoją kolej i opanowanie drżących kolan i rąk.
W końcu przyszła nasza kolej. Ring główny, masa ludzi wokół, a ja wiedziałam, że muszę się skupić tylko na psie, bo jak tylko podniosę głowę to spanikuję.
Pierwsza sztuczka stanie na nogach. Sator przeskoczył nad nogami, zamiast na nie wejść. Szybka korekta i Sator na chwilę odwrócił się ode mnie, a ja pomyślałam, że to już koniec, już po naszym skupieniu, ale jednak udało się!!! Dużo improwizacji, bo po mimo tego, że miałam coś tam ułożone to pozapominałam. Robiłam to co mi się akurat przypominało ;-) Po za tym mam za mło dysków i trochę mało płynnie wyszło, bo musiałam miejscami dyski zbierać.  Wszystkie złapane rzuty, wyszły mi nawet overhandy!!!
Dość już gadania teraz wizualizacja. Możecie ocenić sami jak nam poszło. Ja mam dzisiaj takie stężenie endorfin we krwi, że szok =D

P.S. Później będą jakieś zdjęcia. 

czwartek, 10 listopada 2011

Dzisiejsza notka znów będzie napisana w pozytywnym duchu agilitowania. W końcu udało nam się dotrzeć na trening. Od obozu była to nasza druga agilitowa sobota.

Ponieważ nie mieliśmy transportu samochodowego, musieliśmy z Satorem udać się kochaną komunikacją miejską. Dojechać w sobotę z jednego do drugiego końca miasta praktycznie nie połączonego liniami autobusowymi - bezcenne. Aby dotrzeć na trening o 10.30 wyszliśmy z domu 8.30. Nawet nie chcę myśleć o której musiałam wstać (o zgrozo!) w sobotę, żeby zdąrzyć. Sator był grzeczny w autobusie i preferował stanie niż leżenie - dla mnie to lepiej przynajmniej bardziej się zmęczył =D. Mieliśmy miłe spotkanie z paniami kontrolerami i w sumie bez większych kłopotów (oprócz tego, że napadł na nas na środku pasów jakiś mały piesek i o mało nie przejechały nas samochody) na plac.

Oczywiście dopiero na treningu dowiedziałam się, że będzie nowy pies, tak proszę państwa pies nie suka. Oprócz tego był też Verni, którego Sator już kiedyś poznał, ale to było bardzo dawno temu i w sumie wątpię, że go pamięta. Jako że jechaliśmy autobusem miałam kaganiec na treningu Sator mógł, więc zapoznać się z psami bez przyprawianie mnie o palpitacje serca.

Ale Sator okazał się wyjątkowo grzecznym psem. Spokojnie (przynajmniej jak na niego) powąchał się z Vernim i pod koniec nawet nieśmiało machnął ogonkiem (co prawda trochę uniesionym do góry, ale to i tak postęp)!!! Na razie nie chciałam przedobrzyć, ale myślę, że jeszcze 1-2 spotkania i jeśli Sator będzie się zachowywał tak jak teraz to będą się mogli witać bezkagańcowo :-)
Oprócz Verniego na treningu był też drugi pies - husky, którego imienia teraz nie pamiętam =D
Tutaj było troszkę gorzej, bo pies bał się troszkę Satora i zareagował gwałtownie. Satorowi oczywiście się to nie spodobało i troszkę się spięły, ale myślę, że i tu uda nam się doprowadzić do tego żeby psy spokojnie ze sobą egzystowały.

Oprócz całkiem ładnego zachowania w stosunku do psów, Sator biegał jak marzenie. Po pierwsze nie uciekał, nie był nawet bardzo zainteresowany tym co się dzieje za nim, ważny był jeżyk =D. Tempo też miał super, ogólnie to nie mam się co do niego przyczepić. Może oprócz tego, że w ostatnim biegu upodobał sobie, że zamiast przez hopkę skakał przez skrzydło, ale nawet to jestem mu wstanie wybaczyć, bo byłam z niego straszliwie dumna. Nie mam na tyle materiału filmowego, żeby robić osobny filmik, ale jeden przebieg znajdzie się w urodzinowej produkcji.

PO PROSTU UWIELBIAM MOJEGO PSA!!! (do czasu, aż mnie nie zdenerwuje =P)

sobota, 29 października 2011

Bez większego tematu, chyba (bardzo) pozytywna notka

Dzisiaj dla odmiany zdjęć nie będzie wogóle. Zapomniałam wziąć aparatu na spacer, ale mam na to jeszcze 3 dni długiego weekendu.
3 dni weekendu
3 dni weekendu
Przepraszam, ale musiałam się po delektować pisaniem tych słów =D

Ostatnio znowu włączył mi się tryb ambicja i zamiast flexi i zabawy na polance, mamy 3m smycz i zabawę w trakcie trwania spaceru. Naszym nieodłącznym atrybutem jest jeżyk - gumowa zabawka, która na szczęście po dwóch kłapnięciach paszczy Satora przestaje piszczeć. Muszę powiedzieć, że jestem pod wrażeniem dla tych zabawek, bo są na prawdę trwałe. Pierwszy jeż został bezpardonowo utopiony, ale i tak bardzo dzielnie nam służył. Obecny zaczął pękać po miesiącu użytkowania, ale jeszcze spokojnie ze dwa wytrzyma. Jak na gumową zabawkę i onka (którą nawet się przeciągamy!) to jest nieźle ;-)

Sator zachowuje się, jak na razie, jak na porządnego psa przystało. Elegancko aportuje jeża oraz szczeka i robi z siebie wariata na komendę. Muszę tutaj dodać, że prym jeśli chodzi o motywację wiedzie wspomniany jeżyk. Jeżyk ma nawet moc wygrywania z innym psem (na razie pod kontrolą smyczy jeszcze), ale dzisiaj Sator wykazał również zainteresowanie szarpaczkiem, więc jest bardzo dobrze :-) Staram się też nie przesadzić, żeby mu się nie znudziło

Wczoraj zrobiliśmy sobie też króciutką sesję frisbee - jestem nadal pod wrażeniem jakiego świra ten pies ma na punkcie talerzy. To jest ta druga rzecz, która może wygrać z innym psem.

Wyszła notka bardzo pozytywna, ale w sumie to bardzo dobrze :-)

Niedługo będę się musiała zabierać za urodzinowy filmik i notkę, bo choć mam jeszcze ponad miesiąc to mogę się nie wyrobić =D

A na razie nie mogę się doczekać wystawy!

sobota, 8 października 2011

Dlaczego doba ma tylko 24h???

Regularność prowadzenia bloga pozostawia wiele do życzenia. Moje obawy z początku września co do braku czasu wypełniły się całkowicie. Chociaż staram się poświęcić Satorowi jak najwięcej czasu to i tak jest samotny. Na szczęście mama pogoniła moją siostrę i ona też często zagląda do niego :-)

Z ciekawszych rzeczy to Sator wchodzi już do pudła swobodnie. Oprócz tego ćwiczymy świadomość tylnych łapek. Sator zaczyna pomału łapać, że tylną łapkę można podnieść też w powietrzu - nie koniecznie trzeba ją gdzieś stawiać. Po za tym wykorzystujemy murek ogrodzenia, który jest zróżnicowany wysokościowo i pomału będziemy się przenosić z poziomu średniego na ten najwyższy ;-)
Nasz trzeci sukces obrazuje fotografia:
Gdyby ktoś się nie domyślił to Sator wskakuje na moje stopy przednimi łapami. Co do tej sztuczki to myślę, że już bardziej jej nie rozwiniemy =D

Kolejne fotografie prezentują nasze nowe nabytki.
Łańcuszek i nieśmiertelnik
Sprezentowna obroża

nowy "stary" rogz

Dzisiaj byliśmy na fajnym spacerku. Jedyny minus to to, że nie wzięłam na niego aparatu. Kiedy wychodziliśmy myślałam, że będziemy szybciutko do domku wracać, bo wyglądało tak jakby miało padać. Wzięłam frisbee, rzuciłam Satorowi kilka razy i wyszło piękne słoneczko. Poszliśmy dalej i trafiliśmy na świetną ścieżkę. Satorowy mógł sobie pobiegać troszkę swobodnie (oczywiście po założeniu kagańca pies kamienieje, ale jak tylko usłyszy, że może biegać to mu się humorek poprawia.). Pies się ładnie słucha, wrócił jak z naprzeciwka szli ludzie i ładnie szedł przy nodze mijając ich. Może po południu wybierzemy się jeszcze na rower.

Mam jeszcze jedno spostrzeżenie. Dzisiaj na porannym spacerze też spuściłam Satora. Idąc zauważyłam grupkę ludzi, ale byli oni dość daleko, więc nie zapinałam Satora na smycz. Jak się później okazało, z tymi ludźmi był pies. Myślę, że Sator go widział, bo w pewnym momencie stanął i zaczął się w tamtą stronę patrzeć. Ja się wtedy odwróciłam i zawołałam go. Dopiero później zobaczyłam, że był tam pies. Nie była to pierwsza taka sytuacja, że Sator nie pobiegł do psa, który był w jakieś odległości od niego. Ale jak mijamy jakiegoś psa blisko to zazwyczaj są cyrki (większe lub mniejsze). Jak mi się marzy, żeby Satorek zawsze tak grzecznie do mnie wracał :-)

Jako, że wana jakoś się mnie nie trzyma to zakończę już te wywody i dodaję jeszcze parę zdjęć





Zapomniałabym. Zmontowałam w końcu filmik z obozu. Możliwe, że Weronika prześle mi coś jeszcze i uzupełnię filmik. O ewentualnej aktualizacji dam znać.
Jak widać na filmiku, agility traktujemy bardzo amatorsko, jako urozmaicenie codziennej monotnoii. Miejscami nasze tępo pozostawia wiele do życzenia, ale co tam, ja cieszę się zawsze z tego co nam wyjdzie :-)




sobota, 10 września 2011

Koniec wakacji, czyli powrót do szarej rzeczywistości

Muszę trochę nadrobić, bo blog zaczął żyć przeszłością, a nie teraźniejszością.

Rok szkolny się zaczął, skończyło się więc mnóstwo wolnego czasu, który częściowo mogłam poświęcić psu. Samotne dni tygodnia staram się nadrabiać w weekend, ale tutaj też będzie co raz ciężej, bo pogoda nie rozpieszcza. Wiadomo przyjdzie jesień, przyjdzie deszcz i zimno. Jesień i zima to czas w którym najbardziej brakuje mi tego, że pies nie może sobie mieszkać w domu, chociaż z drugiej strony śliskie schody to tera dla niego nie najlepsza sprawa.

Już jakiś czas temu przyszedł nam fizjolog, który wymieniałam. Pies zyskał dzięki temu trochę swobody, bo puszczam go w lesie. Miałam go chwalić, że się grzecznie zachowywał, ale niedobróch jeden zwiał wczoraj za sarną. Jednak jak na niego to i tak jest super - 2 tyg. bez ucieczek. Teraz parę dni pochodzi znowu na smyczy, zmienimy trasę na bezpieczniejszą i znowu powinno być ok. :-) Co mnie cieszy to to, że Sator całkiem ładnie się pilnuje. Choć odbiega daleko - trochę ZA daleko jak dla mnie - no, ale ogląda się i sprawdza czy na pewno idę, całkiem ładnie wraca, więc nie ma tragedii.

Oprócz kagańca przyszedł również łańcuszek. Rozmiarowo pasuje idealnie i strasznie mi się w nim Sator podoba. Tak elegancko i troszkę, jakby to nazwać, groźnie =D. Mam nadzieję, że niedługo przyjdą też zamówione nieśmiertelniki!

Po za zakupami spacerujemy sobie, bawimy się jeżykiem. Z ciekawszych rzeczy dzisiaj udało się Satorowi pierwszy raz wejść do pudła wszystkimi łapkami i nawet chwilę w nim stał! Strasznie z niego dumna byłam. Myślę, że niedługo opanujemy sztuczkę do perfekcji i Sator będzie się od razu cały pakował, bo na razie te tylne łapy jeszcze muszę wyciągać smakołykiem :-)

Na koniec kilka kolejnych zdjęć z obozu autorstwa Ewy Kiryk.








sobota, 3 września 2011

Historia pewnego jeżyka

Chociaż z obozu wróciliśmy już jakiś czas temu, nie miałam jakoś weny do napisania notki. No, ale trzeba wziąć się w garść :-)
Zaczynając od początku, na miejsce dojechaliśmy jakoś po 20. Nie bez drobnych problemów technicznych, w końcu udało nam się wejść do domku. Wieczorem Sator zapoznał się z jednym czy dwoma psiakami, a później trzeba było już iść spać. Na drugi dzień przyjechała do nas jeszcze jedna dziewczyna. W sumie mieszkałyśmy w cztery osoby i trzy psy. Treningi mieliśmy codziennie rano i po południu po godzinie, tylko jeden dzień był luźniejszy i nie było porannego treningu. Byliśmy podzieleni na 4 grupy. W naszej grupie oprócz Satora była Fifka i Negra - labradorka.

Teraz coś więcej o samym Satorze. Psiur zachowywał  się całkiem, całkiem przyzwoicie :-). Na szczęście dla nas było więcej suczek niż psów. Z suczkami Sator grzecznie się obwąchiwał i ogólnie był grzeczny. Z psami starałam się żeby nie miał kontaktu. Grzywacz naszczekał na Satora, więc Sator był grzeczny (tak, tak im bardziej pies na niego szczeka tym on jest grzeczniejszy), z beaglem w sumie nie miał kontaktu, a na bordera trochę się boczył. W sumie jeśli chodzi o kontakty z psami to tylko tą niechęć do bordera mogę mu wyrzucić, bo tutaj gdyby się spotkały mogłoby być różnie.
Kończąc już temat Sator-inne psy to na treningach mieliśmy w sumie spokój. Sator Fifkę znał, z Negrą się zapoznał i nie uciekał do niej. Jedynie naszym problemem były psy biegające za ogrodzeniem. Nawet te psy, które przychodził na plac, nie rozpraszały go tak bardzo jak te biegające za płotem.

Co się tyczy samego agility to zobaczyłam przede wszystkim jak bardzo przeszkadzam psu w pokonywaniu toru. Nauczyłam się, a przynajmniej mam pewne podstawy do dalszej nauki, panować nad własnym ciałem. Wiem co pokazują ramiona co nogi, że ręce muszą być opanowane, że nie można zostawiać psa samego, tylko cały czas utrzymywać z nim kontakt - nawet jeśli jesteśmy przed nim czy za nim. Z drugiej strony nasze ruchy nie muszą być jakieś przesadzane, bo pies na nas cały czas patrzy. Najbardziej mnie zdziwiło to, że robiąc zmianę za psem dziewczyny kazały mi nie machać tak rozpaczliwie rękami jak to robiłam do tej pory, tylko spokojnie ją sygnalizować. Ja byłam szczerze zdziwiona, że pies biegnąc przede mną reaguje na takie spokojne gesty.

Oprócz tego, dziewczyny pokazały mi zupełnie inny sposób podejścia do psa. Zamiast zwrócić uwagę Satora swoimi krzykami i piskami (lub innymi odgłosami w tym stylu ;-)) zaczęłam go bardziej olewać, mówić szeptem, bawić się zabawką sama. Bardzo na niego działało jak szłam się zapoznawać z torem, biegałam go sobie sama, a on zostawał z Zuzą.
Żeby nie było tak kolorowo to mieliśmy problemy z motywacją. Musiałam się nieźle nakombinować, żeby go zainteresować, żeby chętnie ze mną biegał, ale suma sumarum dawaliśmy radę :-)
W ciągu dnia Sator siedział sobie, a w sumie leżał w klateczce, żeby na treningu być maksymalnie wypoczętym. Wczesniej miał się nudzić, żeby później chciał się bawić.

Wydaje mi się, że napisałam już wszytsko :-)
Ogólnie rzecz biorąc to wyjazd był super. Świetni ludzie (znowu się wyśmiałam za wszystkie czasy), super trenerki, no i Sator na prawdę ładnie się sprawował.

A! Zapomniałabym! Ten obóz dał mi też nadzieję. Była tam jedna borderka, która również miała dysplazję (bodajrze C) i trenowała. Mam nadzieję, że nasza wiosenna wizyta u weta nie przekreśli naszej sportowej kariery i bedziemy mogli w przyszłym roku powtórzyć wyjazd =D

A dlaczego notka ma taki tytuł? Bo ulubioną zabawką Satora jest, a w sumie był pomarańczowy jeżyk. Jeżyk już się rozpadał, ale nadal równo był wykorzystywany. Niestety Sator regularnie go topił w jeziorku i za którymś razem nie udało mi się go już wyciągnąć. Nowey jeżyk jest już zakupiony, ale satorowe topienie jeżyka było jednym z hitów obozu :-)
Teraz parę zdjęć. Więcej w następnej notce.

Zdjęcia autorstwa Zuzy Sosnowskiej





czwartek, 18 sierpnia 2011

Wyjazd

Mój tata powiedział mi niedwano, że jest gdzieś w Kielcach psi ortopeda. Zamierzam, więc zabrać tam Satora na wiosnę i powtórzyć badania. Będzie można zobaczyć czy zmiany postępują i jednak specjalista będzie miał większe pojęcie niż taki weterynaż od wszystkiego szczególnie, że zmiany u Satora są małe.

Na razie byliśmy wczoraj na treningu. Przebiegi mało urozmaicone, bo tylko niskie hopeczki i tunele jak zwykle, ale długa przerwa fantastycznie wpłynęła na Satora. To był nasz najlepszy trenign chyba. Sator nie dość, że biegł szybko to jeszcze na tej szybkości był w pełni do kontrolowania. Nie musiałam się bać, że pies z rozpędu mi gdzieś poleci w pole, tylko na prawdę razme sobie biegliśmy. Miałam go normalnie ochotę zagłaskać na śmierć. Oby na obozie zostało mu chociaż połowę z tego co było wczoraj.

Jutro wyjeżdżamy i się strasznie boję. Jedyną moją pociechą jest to, że grupy będą jednak małe i Sator jak pozna psy (obwąchają się) to już go tak do nich nie ciągnie. Trochę tak jakby musiał sprawdzić kto jest kto, a potem no to już jakoś idzie. Trzymajcie za nas kciuki. :-)



piątek, 12 sierpnia 2011

Filmik

Tak krótkiej przerwy między jedną notką, a drugą to chyba jeszcze nie było, ale mam filmik :-)

Miłego oglądania :-)


środa, 10 sierpnia 2011

Długaśna przerwa

Bardzo dawno nie pisałam, ale najpierw wyjechałam na wakacje, a potem okazało się, że jestem odcięta od internetu.

Dziękuję Wszystkim za słowa wsparcia :-) Muszę właśnie poszukać informacji jak wzmocnić psu mięśnie - po za pływaniem, bo niestety choćbym nie wiem jak bardzo chciała to u nas nie ma gdzie po pływać :/

A na razie wzięłam się w końcu za jakieś sztuczki (tak, to jest plus tego, że musimy się trochę ograniczać). Niedługo powinnam nawet skończyć filmik, więc będziecie mogli się z nas pośmiać =P


Oprócz tego rozwijamy miłość Satora do jeżyka - zabawki, która kiedyś piszczała. Ogólnie Sator bardzo ładnie, a przede wszystkim z radością i zapałem aportuje. Kiedyś prawie wcale nie aportował, a teraz:

zdj. pt. NO RZUĆ TĄ PIŁKĘ!
oraz już bieg do piłki


Po moim powrocie z wakacji wyciągnęłam na przywitanie frisbee. Chciałam mu rzucić 3-4 razy. Wiedziałam, że ma świra na punkcie talerzy, ale jego reakcja i tak  mnie zaskoczyła. Musiałam mu na początku zaserwować niezłą dawkę rollerów, żeby się troszkę uspokoił, bo gotów był sobie zrobić krzywdę przy wyskoku (i nie chodzi tu wcale o dysplazję). Psiak złapał sobie w mordkę parę talerzy i od razu mu się humor poprawił :-)


Po moim powrocie okazało się również, że sytuacja na linii Sator-inne psy ze złej zmieniła się na tragiczną. Od razu rozpoczęłam spacery po osiedlu no i wydaje mi się, że sytuacja wraca przynajmniej do tego punktu, w którym była przed moimi wakacjami. Na razie obserwuję gorsze i lepsze dni. Czasami jest tak, że Sator idzie całkiem spokojnie (przynajmniej jak na niego), a czasami zachowuje się tak jakby mózg zostawił w domu. No cóż taki już jego wątpliwy urok =D

A kończąc już na dzisiaj to chciałam napisać, że niedługo będziemy się już szykować na obóz i im bardziej nie mogę się doczekać, tym bardziej się boję jak to będzie... W większych chwilach zwątpienia przypominam sobie czasy kiedy wykonanie siad przy innym psie graniczyło z cudem i robi mi się wtedy lepiej ;-).

No cóż na dzisiaj koniec. Jak będę miała sztuczkowy filmik to wrzucę. 



środa, 13 lipca 2011

The end

Może nie taki całkowity koniec, ale koniec naszej sportowej kariery. Więcej takich fotorelacji jak ta ostatnia nie będzie. A czemu?

Zaczął się w czwartek wieczorem. Sator delikatnie kulał, ale myślałam, że po prostu nadwyrężył łapę. W piątek było jednak gorzej. W sobotę rano pojechaliśmy do weta. Sator nie dał się zbadać, więc dostał tylko zastrzyk i umówiliśmy się na prześwietlenie na środę. W poniedziałek miał drugi zastrzyk. Wyraźnie mu się po nich poprawiło, ale to jednak nie było do końca pełnia sprawności. Dzisiaj pojechaliśmy więc na to prześwietlenie.
Okazało się, że prawa łapa jest źle osadzona, czyli dysplazja. Nic mocno zaawansowanego, ani poważnego na szczęście. Nie muszę mu ograniczać ruchu, ale o skokach możemy zapomnieć, jeśli nie chcę szybko pogorszyć stanu jego zdrowia.

Cóż...szkoda. Bardzo mi tego szkoda. Wiem, że jest wiele różnych rzeczy do robienia z psem po za agility i frisbee, ale włożyłam, włożyliśmy w to bardzo dużo pracy i tak mi jest tego strasznie szkoda...

Agnes B. Sator nie biegał nigdy w szelkach. Wyjątkowo na pokazach chciałam mieć go pod większą kontrolą i ich po prostu nie ściągnęłam :-)

środa, 29 czerwca 2011

Fotorelacja

Dzisiaj wiele nie będzie wiele pisania, za to będą zdjęcia. Na początku z frisbee (za te zdjęcia dziękuję Katarzynie Matyjas)








I zdjęcia z pokazów agility (autorstwa Zuzanny Sosnowskiej)














Stwierdziłam, ze chociaż zdjęcia trochę wychodzą, to lepiej dać duże :-)