Na razie byliśmy wczoraj na treningu. Przebiegi mało urozmaicone, bo tylko niskie hopeczki i tunele jak zwykle, ale długa przerwa fantastycznie wpłynęła na Satora. To był nasz najlepszy trenign chyba. Sator nie dość, że biegł szybko to jeszcze na tej szybkości był w pełni do kontrolowania. Nie musiałam się bać, że pies z rozpędu mi gdzieś poleci w pole, tylko na prawdę razme sobie biegliśmy. Miałam go normalnie ochotę zagłaskać na śmierć. Oby na obozie zostało mu chociaż połowę z tego co było wczoraj.
Jutro wyjeżdżamy i się strasznie boję. Jedyną moją pociechą jest to, że grupy będą jednak małe i Sator jak pozna psy (obwąchają się) to już go tak do nich nie ciągnie. Trochę tak jakby musiał sprawdzić kto jest kto, a potem no to już jakoś idzie. Trzymajcie za nas kciuki. :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz