poniedziałek, 4 czerwca 2012

Pokazujemy się : )

I znowu długa przerwa za nami. Postaram się w miarę chronologicznie opisać co się u nas działo.
Zacząć trzeba by od Powsina. 


Podróż była pełna przygód, zarówno jeśli chodzi o trasę Kielce-Warszawa-Kielce jak i o poruszanie się po stolicy.Wszystko miałyśmy wymierzone na styk, dlatego od pociągu do autobusu, od autobusu do autobusu poruszałyśmy się w tempie błyskawicznym - myślę, że nie jeden sprinter byłby z nas dumny ;-)

Po mimo tego, że Sator nie chciał za bardzo pracować wyjazd wspominam bardzo miło. Mogłyśmy spotkać się ze znajomymi i w końcu porozmawiać w realu, a nie na fejsie. W końcu wyplotkowałam się i wygłaskałam cudzych psiaków : )

Co do samych treningów. Mieliśmy dwa treningi z Niną i jeden z Tomkiem. Atmosfera była baaardzo gorąca - zdecydowanie nie dla Satora. Na treningi przyjechaliśmy spóźnieni i zamiast opanować emocje, skupić Satora, zacząć później, a dokładniej to zaczęliśmy tak szybko, szybko. No i później Sator nie skupiał się, miał co innego w głowie no i za dużo się nie nabiegaliśmy. Mam swoje opinie, ale myślę, że nie będę pisała wszystkiego. Powiem tylko tyle: bardzo się cieszę, że mieliśmy chociaż jeden trening z Tomkiem, bo dzięki niemu dokończyliśmy w ogóle to seminarium. 
Na duży plus mogę napisać, że Futerko bardzo grzecznie siedziało w klatce i odpoczywało, bez ujadania i wydawania innych dźwięków. 


Po pełnym wrażeń wyjeździe do Warszawy spędziliśmy z Satorem nudny maj. Rok szkolny pomału się kończy co oznacza, że ja mam czasu malutko. Na szczęście odskocznią od nudy tygodnia jest sobotni trening. Na seminarium dostaliśmy kilka wskazówek nad czym dalej pracować. Jedną z takich rzeczy jest niezależność psa, pies powinien jak najbardziej sam pokonywać przeszkody. Tutaj taki mini filmik z pierwszego treningu na którym ćwiczyłyśmy takie coś

Ogólnie staram się co raz bardziej panować nad sobą i nie nachylać się tak i nie kontrolować tak psa. Strasznie ciężko jest mi się przestawić, ale jeśli nie zacznę to nigdy nie uda mi się uzyskać efektu "psa, który nie ucieka". 

W ten weekend zostaliśmy zaproszeni na festyn organizowany przez Fundację Miśka Zdziśka w Jędrzejowie. Myślę, że każdy z klubowiczów może być z siebie dumny. Ja z Satora jestem dumna bardzo, bo po za jednym falstartem (bardzo go zaintrygowały sztuki walki =D) było pięknie. W końcu mogłam zająć się prowadzeniem psa po torze, a nie pilnowaniem czy pies ucieka czy nie (zainwestowałam w jakąś syfiastą parówkę i zadziałała bardzo dobrze). Proszę bardzo filmik z naszych poczynań (który YT zamiast naprawić zepsuł i teraz jakoś dziwnie faluje obraz, ale już nie miałam siły wgrywać na nowo)

No i aż boję się napisać, żeby nam się nic nie zepsuło, ale ostatnio Sator ładnie zachowuje się przy pasch. Wczoraj spotkaliśmy się z dwoma haskaczami i udało mi się odwołać Satora. Było ciężko i już myślałam, że jednak podejdzie do nich zupełnie, ale jakieś 1,5m przed nimi odwrócił się i przyszedł do mnie : ) Myślę, że Sator też mógł po prostu nie czuć się za pewnie, bo on był sam, a psy dwa, ale i tak byłam bardzo dumna. Po za tym ćwiczymy sobie takie odwołania na zaprzyjaźnionej spanielce Larze, ale wydaje mi się, że Sator pomału po prostu na nią reaguje co raz mniej, bo przy obcych psach oczywiście poziom zainteresowania wzrasta nimi wzrasta.

Pozdrawiamy =)


1 komentarz:

  1. o matko 1 klasa jechali...

    rozumiem problemy z odwołaniem, sama ćwicze i obce psy w naszym wypadku totalna praktcyzna klapa, chyba ze mam smaki ;)

    OdpowiedzUsuń