sobota, 14 maja 2011

Małe słodkie pieski, a w sumie ich cudowni właściciele

Na naszych terenach spacerowych to jest plaga. Scenariusz praktycznie zawsze jest ten sam.

Idę z Satorem. Pies na smyczy dłużej lub krótszej. Widzę, że idzie ktoś z psem, więc ściągam psa i jeśli mam jeszcze smaki (zazwyczaj mamy to cudowne szczęście, że inne psy spotykamy na koniec spaceru, kiedy to nie mam już smaków...) to próbuje zwrócić uwagę Satora na mnie. Jeśli smaków nie ma to trzymam psa na tyle mocno, żeby do tego innego psa nie podszedł. I o ile jeśli idzie duży pies to pół biedy, bo ta druga osoba też psa ściąga do siebie, ale jeżeli idzie ktoś z małym psem to w 90% jest koszmar.

Pies zazwyczaj oczywiście bez smyczy. "Przecież on jest mały i nic nie zrobi". Właściciel ma takie panowanie nad psem, jak ja nad Satorem (czyli jeśli widzi innego psa to nie wróci) i albo łaskawie wołają psa, albo w ogóle się tym nie kłopoczą.

Efekt jest taki, że ja mam na smyczy bestię, która próbuje się wyrwać do psa, który zaprasza go do zabawy. Właściciel małego pieska jest urzeczony jak to jego Malutki skacze wokół OWCZARKA NIEMIECKIEGO, jaki on jest pocieszny i zabawny (Malutki oczywiście nie On-ek). W między czasie stwierdza, że trzeba by iść dalej, bo przecież "Malutki ciebie to ten pies by zjadł", więc właściciel odchodzi z radosnym uśmiechem jakiego to fajnego on ma pieska. Malutki, albo pójdzie od razu za panem, albo po chwili. Ja w między czasie próbuje przekonać Satora, żeby się ruszył i to bynajmniej nie w stronę Malutkiego, ale w moją. W głębi serca przeklinam uroczego właściciela Malutkiego, bo przez takich ludzi cała moja praca idzie na marne, bo ja mogę nie pozwalać Satorowi podbiegać do psów i panować nad tym, ale w druga stronę jest to praktycznie nie możliwe.

A teraz przykłady już czysto z życia wzięte:
1. Szłyśmy razem z koleżanką, ja z Satorem, ona ze swoją jamniczką. Widziałyśmy, że biegnie człowiek a obok niego jakieś maleństwo a'la west. Ponieważ jamniczka jest tez pyskata, koleżanka wzięła ją na ręce, ja Satora posadziłam, bo nie było już czasu na odejście. Słodki piesek oczywiście podbiegł do Satora, żeby się powąchać. Sator wystrzelił i on też chciał poznać psa. Właściciel jeszcze nie dobiegł, więc nie wiedziałam czy to piesek czy suczka jest. Jakoś tam nie pozwalałam Satorowi się do niego dostać, ale dłużej już nie mogłam i się zaczęło obwąchiwanie. Nie muszę dodawać, że właściciel westa nie miał zamiaru swojego psa zabrać. Stał z anielskim uśmiechem i obserwował jak to się pieski witają (jego pies zdecydowanie stracił dobry humor jak Sator wstał). Ja mówiłam panu, żeby psiaka zabrał, bo może być kiepsko, ale pan mi nie wierzył, dopóki się psy nie zaczęły kotłować. Nie wiem kto zaczął, nie wiem o co im poszło (może to był pies), na szczęście nic się nie stało, a pan dopiero wtedy psa zabrał.
Potem mijaliśmy się z nim drugi raz i sytuacja identyczna. Piesek sobie biegał z tym, że tym razem pan wołał psa, po tym jak zobaczył rozjuszonego Satora. Przebiegł obok nas, zatrzymał się i zaczął mi dawać rady, że nie powinnam psa trzymać na napiętej smyczy, że to go tylko pobudza, że to jest świetny pies i da się wypracować z nim opanowanie. Ja miałam ochotę tego faceta poszczuć Satorem, a potem mocno kopnąć w tyłek.
Gwoli ścisłości. Wiem, że nie powinno się psa na napiętej smyczy trzymać i staram się tego nie robić, ale tym przypadku ratowałam życie tego małego psa, bo podczas dawania mi dobrych rad, pan nie raczył swojego psa opanować.

2. Ten sam spacer co historia wyżej. Z na przeciwka nadciąga jakiś mały sznaucerek - oczywiście bez smyczy. Pies w naszą stronę, więc my z koleżanką zmieniamy kierunek. Sznaucerek skręcił za nami. Właściciele nawet nie raczyli psa zawołać, przeszli sobie, a pies został przy nas. Dopiero po chwili pobiegł dalej.

3. Jedna pozytywna sytuacja. W niedzielę mijam się czasami z państwem którzy mają pudla morelowego w tej mniejszej wersji. Pudelek bryka jak mały źrebaczek, ale jak państwo nas widzą, zawsze odwołują psa i zazwyczaj zapinają go na smyczy.
Niestety jest to nieliczny wyjątek.

7 komentarzy:

  1. Nie myślałaś, że pobudzasz Satora automatycznym ściaganiem smyczy ? Nastawieniem ? Skupienie uwagi to nie tylko smaczkami (śmiem twierdzić, że w przypadku naszego psa smaczki gówno dają, lepiej jak się uczy bez naprowadzania takich rzeczy), więc ich brak nie jest żadnym usprawiedliwieniem...
    A tak btw, bo przypomniałam sobie cos, twój tato wie jakie jest nastawienie Satora do innych psów ? I mimo to nie chce kastrować ? ...

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja WIEM, że jeśli ściągam smycz to go pobudzam, dlatego staram się tego nie robić. Opisane wyżej sytuacje są tego typu, że drugi pies lata sobie bez smyczy, podbiega do nas i ja nie mam wtedy wyjścia, bo wiem, że spotkanie Satora z tym drugim psem mogłoby się skończyć źle. Jeśli mam możliwość to zawsze zatrzymuję się, próbuje iść w drugą stronę, wołając psa i ew. DELIKATNIE pociągając go w drugą stronę.
    Sator nagradzany jest nie tylko smakami, zabawą również.Staram się wykorzystywać te nagrody naprzemiennie.
    Jesli mozesz to napisz jak Ty pracujesz z psem nad skupieniem.
    Dla mojego taty naturalne jest to, że nie wszytskie psy się lubią

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja też chętnie się dowiem, jakie są inne metody skupienia psa na sobie ;).

    Opisane przez Ciebie sytuacje są mi dobrze znane, choć sama ich nie doświadczyłam. W parkach czasami podbiegają do nas zbyt namolne psy, ale nie mam raczej problemu z agresją w stosunku do nich. U nas to bardziej polega na pokazaniu, że im coś nie odpowiada, jednak jak nie znam tego innego psa, to boję się, że on też odpowie i wtedy będzie dupiato ;).

    No i dodam jeszcze, że masz o tyle lepszą sytuację, że Ty widzisz tych właścicieli, możesz zwrócić im uwagę. Jeśli do nas biegnie agresywny pies to niestety bez właściciela, który przy odrobinie dobrych chęci mógłby chociaż spróbować zapanować nad nim, złapać :(.

    OdpowiedzUsuń
  4. No u nas w parkach wszelakie pipidówki lewitują i znikają, bo "ten duży to jeszcze cię zje". Fakt, że jak młodemu nie podoba się namolne zachowanie drugiego psa a ignorowanie go nic nie pomaga (albo pies jest mega podekscytowany i nie panuje nad emocjami) to jest sprowadzany do parteru....

    Co do skupiania na przewodniku to my ćwiczymy tak:
    http://www.terierkowo.fora.pl/wychowanie-i-szkolenie,15/cwiczenie-na-kontakt-wzrokowy,687.html
    Oczywiście komenda "uwaga" tez funkcjonuje, ale odkąd bawimy się bezkomendowo, bezsmaczkowo i licząc na wątpliwy geniusz mojego psa skupienie idzie szybciej (bo mu zależy), w każdych warunkach coraz lepiej (bo nawet jak nie ma smaczków to coś tam sie znajdzie). Generalnie wprowadziłyśmy ostatnio maaasę nagród środowiskowych. I np. jak jesteśmy w parku a nasz chce się przywitać z psem to pytamy się wlaścicieli, potem siad, poczekanie na kontakt i może polecieć. I tutaj np. omijanie psów za płotem polegało wcześniej na tym, że pies za płotem dostawał pierdolca, nasz dostawał pierdolca, bo to przecież świetna zabawa drażnić drugiego psa... Teraz w takiej sytuacji jest stop - napięta smycz=drzewko, jak się uspokoi idziemy dalej. W sumie dupiatą sytuacje mieliśmy też z labradorami, bo jak pewne dwa osobniki widział to dostawał piany, teraz już się tak nie ekscytuje. Wcześniej to wyglądąło tak jakby chcial powiedzieć "No widzisz go ? Widzisz ?! Zaraz mu pokażę!" I w tym momencie oba psy piana. Teraz tamten się gorączkuje, nasz idzie spokojnie.
    Aha. I kiedy podbiega mała pipidówa (bo bezsmyczowe też się zdarzają) to zazwyczaj komenda "siad" - wydana raz, potem egzekwowana ciałem, BEZ naciskania na tyłek. Dostęp do psa blokowany - ja jestem przed Ptysiem a z racji tego, że do szczupłych nie należę to brzydko mówiąc zasłaniam mu swoim szanownym widokiem. Młody się buntuje, próbuje wymijać to smycz jest skracana, jedno szarpnięcie (nie wieszanie psa na smyczy). Na początku to był koszmar, bo kombinacje do tego, żeby tylko zobaczyć drugiego psa, powąchać - kosmiczne. Teraz jakoś pogodził się z losem na tyle, że zazwyczaj nie trzeba go usadzać i wymuszać uwagi.
    Generalnie nie wiem czy dobrze robiłam z tym sadzaniem i czekaniem na kontakt - w końcu powinno być coś za coś, a tutaj owym wymiennym czymś nie było powąchanie psa ale kontynuacja spaceru (inna sprawa, że pies był wtedy już spokojniejszy, na niższych emocjach i nie taki podjarany drugim psem)...
    Nie wiem czy wszystko napisałam, bo takich sytuacji było już dziesiątki i w zasadzie przy wielu inna reakcja...

    OdpowiedzUsuń
  5. Heh, skąd ja to znam... Ja mam jeszcze gorzej, bo moja pluszowa zabaweczka na pewno nikogo nie skrzywdzi :D A później ludzie zbierają szczęki z gleby i swojego przeczochranego przez Zu pieseczka w podskokach. A ja mam to generalnie - przepraszam za wyrażenie - w dupie. Naprawdę, zaczęłam już zlewać to, że coś małego (zazwyczaj to jakiś yorasek, maltanek czy inne takie cuś) do nas podbiega jak Zu jest luzem, ściągam Zuzowi kaganiec i już, jak jest na smyczy to luzuję smycz.

    Zu nie dąży za wszelką cenę do konfliktów z psami na chwilę obecną (no dobra, czasem jej wali na dekiel jak zobaczy ONka ale to czysta histeria ze strachu), wiem, że pierwsza nie zacznie rozróby, a jak widzę po niej, że ma ochotę, to ją odwołuję i się zmywamy. Stwierdziłam, że nie mam zamiaru zgłębiać tajników teleportacji ani lewitacji, bo ktoś ma groszek zamiast mózgu. Gorzej z dużymi psami, ale wtedy sadzam pindzię gdzieś na boku i zajmuję ją swoją szanowną osobą tudzież smakami. Zauważyłam też, że odkąd ja zluzowałam, Zuz też jakoś inaczej podchodzi do psów, kotów, jeży i innych stworów.

    Koleżanka, która miała na tymczasie pudla mini po staranowaniu ich przez jakiegoś przerośniętego wyżła puściła taką wiązankę na pół ulicy, że facet teraz na jej widok zapina psa na smycz i spieprza :D Cóż, wychodzi na to, że czasem lepiej jest być postrzeganym jako niepoczytalna wariatka niż się użerać z debilami :P

    Na Twoim miejscu bym chyba jak najbardziej próbowała wygaszać te reakcje Satora - po prostu kiedy tylko masz taką możliwość, zmieniaj kierunek, odwracaj się, w tym czasie cały czas ostro ćwicz nad skupieniem psa na Tobie, nad kontaktem. Efekty przyjdą z czasem.

    OdpowiedzUsuń
  6. Tak, opisane wyżej sytuacje są u mnie niemal codziennością. Okoliczne psy ganiają bez smyczy, bo przecież są małe i teoretycznie nikomu krzywdy nie powinny robić. Fatalna sprawa zwłaszcza, kiedy posiada się dużego, silnego psa. Mimo wszystko trzeba sobie dawać jakoś radę.

    OdpowiedzUsuń
  7. Historia z życia wzięta. Jakby z mojego życia. Niemalże non stop, kiedy jestem z Dinosławem na spacerze podbiega do nas JAKIŚ pies, BEZ smyczy przy okazji, taki bonusik. Jakby tego było mało, właściciela brak. A jeśli już go widać to pomimo moich próśb nie raczy wziąć pieska, bo on NIKOMU krzywdy nie zrobi. Nic tylko bić się w twarz. -.-'
    Czasami się zastanawiam do jakiego nieszczęścia musiałoby dojść, żeby tacy BEZMYŚLNI ludzi otworzyli oczy...

    OdpowiedzUsuń