środa, 30 marca 2011

Dzień trzeci

Taka już jestem, że muszę się wygadać, więc dzisiaj znowu też piszę. A, że widzę, że ktoś to czyta czuję się jeszcze bardziej zmotywowana :-)
Nasze dotychczasowe ćwiczenia polegały na tym, że szliśmy sobie na polankę, tam była zabawa, ćwiczenia itd. i powrót do domu.
Teraz na pewno chciałabym, aby zabawa i praca nie były tylko na polanie, ale przysłowiowo, gdzie mi się żywnie spodoba.
Marzy mi się, żeby mieć psa, który bez smyczy biega sobie radośnie koło mnie. Gdzieś sobie siknie, coś sobie wąchnie, ale ogólnie, żeby na mnie zwracał 80% swojej uwagi. Myślę jednak, że to może się z nim okazać niemożliwe, bo on uwielbia sobie niuchać, więc na  razie dążę do tego, żeby mieć praktycznie 100% posłuch kiedy tego wymagam, a kiedy jest komenda biegaj to może sobie robić co tam chce (no oczywiście w pewnych granicach =)). Ogólnie wersja ze skupieniem na mnie umożliwiłaby nam to, że pies mógłby chodzić bez smyczy. Bo kiedy Sator ma "czas wolny" to potrafi w tych swoich niuchach za daleko odejść. Tak na prawdę trudno mi jest teraz powiedzieć jaki będzie efekt ćwiczeń. Musze obserwować psa i tak kierować tym wsyztkim, zeby on się nie nudził, odnosił sukcesy no i co raz bardziej się słuchał.

Teraz opiszę może co było na dzisiejszym spacerze.
Dzisiaj Sator ładniej już reagował na zabawkę. Praktycznie od razu zaczął się nią ze mną bawić. Staram się mu to urozmaicać tzn. szarpanie, możliwość wgrania, ganianie psa (ganianie mamy na komendę, ale to dłuższa historia jak to wyszło), uciekanie przed psem, szarpanie w nagrodę za przyniesienia zabawki, smak za zabawkę, aport za zabawkę. Jak będziemy mieć linkę to dojdzie jeszcze piłeczka.
Zabawa i taka praca nie będzie na pewno od razu na całym spacerze. Tzn. będę do tego dążyła, ale na razie zabawa jest rozłożona w czasie i będę starała się zwiększać jej częstotliwość. Widziałam już dzisiaj w pewnym momencie, że mogę przedobrzyć, więc dostał smaka za oddanie zabawki i na tym zakończyłam. Stwierdziłam, że wolę raz mniej się z nim pobawić, niż raz za dużo i na siłę. Jeśli nie ma zabawki jest smak.

Jeśli taka sytuacja utrzyma się prze co najmniej tydzień to będę mówiła o pierwszym sukcesie. Jeśli nie to zaczynamy na niego pracować od nowa :-)

Żeby nie zanudzać Was za bardzo następna notak będzie agilitowa, choć pewnie przemyce do niej coś ze szkolenia ;-)

wtorek, 29 marca 2011

Przed premierowe próby

W odpowiedzi na komentarz z poprzedniej notki:
Wybieramy się na obóz agility w Trachach k. Gliwic. Obóz będzie trwał 7dni (3 dni biegania, 1 dzień teorii dla przewodników, 3 dni biegania).
Z jednej strony cieszę się na ten wyjazd i nie mogę doczekać, a z drugiej nie wiem jak się będzie zachowywał Sator. Tz. ja się spodziewam wszystkiego najgorszego, ale wyobrażać to sobie, a mieć z tym do czynienia to dwie różne bajki. mam tylko nadzieję, że ludzie będą wyrozumiali i wybaczą jeśli trochę rozbijemy trening...

A dlaczego przed premierowe próby?
Ano dlatego, że dzisiaj wysłałam kasę za smycz i teraz na nią czekam. szarpaka tez jeszcze nie dostałam.
Próby wyszły...hm...
Wczoraj kompletna olewka. Po prostu zero, nic. Jeszcze nigdy mnie tak nie olał. Potem ja dałam się ponieść emocja i nie wyszły z tego fajne sprawy. Jak teraz myślę o tym na spokojnie to tak: zabawka syf totalny. Spędziła ona bowiem 2 tyg, na ziemi i jak się okazało śmierdziała ziemią i trawą. Nie dziwię mu się, że nie chciał tego do pyska wziąć. Po drugie był na flexi, ja miałam zajęte ręce i jakoś tak wszystko koślawo wyszło. Także wczorajszy dzień był na wielkim minusie.

Dzisiaj podeszłam do tego inaczej. z zepsutej i dobrej smyczy zrobiłam prowizorkę smyczy treningowej. I tak była dość krótka, ale lepsze to niż ta nieszczęsna flexi. Po za tym poświęciłam starą bluzkę i zrobiłam z niej szarpak.
Na początku znowu brak reakcji. Pies nie zainteresowany zabawką, robił wszystko byle być od niej dalej. No, ale że u mnie nie ma "nie chcę: nie poddałam się i zaczęliśmy się jakoś tam bawić. Nie chciałam przedobrzyć, więc ćwiczenia trwały tylko część spaceru. I tu moje pytanie. Czy ja mam z nim pracować od razu na całym spacerze? Czy może na początku krócej, w różnych fazach spaceru, w różnych miejscach i dopiero potem łączyć to w 100% skupienie. Nie chciałabym go bowiem zamęczyć, zanudzić, a tym samym zniechęcić.
Teraz wieczorem również wzięłam zabawkę, a oprócz tego smaki. Tu szybciej zaczął się ze mną bawić niż po południu. Chętniej się przeciągał. Nawet fajnie się pobawiliśmy. Nie obyło się oczywiście bez incydentu, pobiegł za kotem (ja chcę tą 20m smycz!!!), ale w przeciwieństwie do wczorajszego dnia, gdzie był wielgachny minus, dzisiaj mogę zaliczyć do, może nie do pozytywnych, ale do neutralnych.

A tak wogóle to postanowiłam bardzo dokładnie opisywać nasze szkolenie. Nie wiem co z tego wyjdzie, jaki będzie efekt końcowy, ale może się to komuś przyda. Jeśli nam nie wyjdzie zobaczy co ja robiłam, źle i może tego nie powtórzy. A jeśli nam się uda, no cóż nie pozostaje nic innego jak uczyć się od mistrzyni  =P

piątek, 25 marca 2011

Krótko

Zostaliśmy przyjęci na obóz :-) Teraz szukamy jeszcze opiekuna. Niedługo ma pojawić się lista uczestników, więc pewnie się kogoś uprosi.
20m smycz zamówiona. Mam niecałe 5 m-cy, żeby doprowadzić psa do stanu używalności. Oprócz tego w niedzielę powinniśmy dostać szarpak i z uzbrojeniem: 20m smycz, szarpak, piłka wyruszam na wojnę.

W tą niedzielę wybieram się na agi. Mam nadzieję, że dziewczyny dotrą, bo w sobotę mają bierzmowanie no i nie są 100% pewne, ale wierzę w nie ;-) 

wtorek, 22 marca 2011

Oł jeee!

Chciałam odpowiedzieć na komentarz Zuzy(gato), więc od razu stworzę notkę =D
Biegania za sarnami już go nie oduczę. W tej sytuacji widzę jedynie obrożę elektryczną, a nie chcę jej używać, dlatego po lesie chodzi zapięty na 8m flexi.

Ograniczyć kontaktów z psami bardziej niż jest teraz się nie da ;). Ja wiem, że muszę być ciekawsza, ale łatwiej napisać niż to wykonać, ale jak już pisałam, albo i nie nie zamierzam rezygnować. Jeśli możesz to napisz proszę jakie źródła wiedzy masz na myśli.

Drugi pies to jest pomysł rzucony w powietrze. Mogę sobie gdybać jakby to było i tak nie będę go miała.

A teraz część właściwa notki :-)

Muszę się tym pochwalić, bo z niedzielnego spaceru wracałam w radosnych podskokach.

Chociaż nie byliśmy w  niedzielę na treningu (pogoda nieciekawa i chore dziewczyny) nie miałam jakoś wiele czasu dla Satora. Z resztą jak zwykle ostatnio. No, ale na spacer iść trzeba. Wiedziałam, że będzie mnóstwo ludzi i psów, ale coś z psem trzeba zrobić, więc postanowiłam pójść na boisko.
W drodze Sator za życiowy cel postawił sobie pozbawić mnie kończyny górnej, a przy najmniej mocno ją uszkodzić. Na szczęście przetrwałam. Na miejscy okazało się, że biegają tam dwa psy. Zostać czy jednak walczyć oto jest pytanie. Pozostałam, aby walczyć =D.

Nalałam mu wody, usiadłam na ławce i go obserwuje. Widziałam, że jest zainteresowany, ale nie przysłaniało mu to całego świata i umożliwiało pracę szarych komórek. Bardzo możliwe,  że dzięki temu, że psy biegały jednak w jakiejś tam odległości, a nie pod samym jego nosem.
No, ale ile można siedzieć? Wyciągnęłam, więc frisbee i nabrałam otuchy kiedy zobaczyłam ten błysk w jego oku. Zaczęłam bardzo asekuracyjnie rzucać i byłam strasznie zestresowana, ale ku mojemu zdumieniu jakoś nam szło.
Nie, nie, oczywiście nie mogło być tak pięknie, bo Sator pobiegł do (jak się okazało, na całe szczęście) suni. Właściciel kopał z synem piłkę i powiedział, że nic się nie dzieje, więc ja automatycznie się rozluźniłam. Sator wrócił po chwili jak go zawołałam i dalej się bawiliśmy. W sumie pobiegł do niej dwa, albo trzy razy, ale za każdym razem wrócił.
Później przyszli ludzie z innym psem i ku mojemu przerażeniu wyciągnęli frisbee. Siadałam wtedy z Satorem na ławce, bo nie wiedziałam jak na nich, a szczególnie na ich latający dysk zareaguje, ale potem jakoś się przy nich bawiliśmy.
Ogólnie zrobiliśmy trochę show, bo Sator wygląda bardzo efektownie kiedy łapie frisbee w powietrzu i usłyszałam parę wypowiedzi "patrz jak fajnie" itp. Nie kombinowałam z jakimiś sztuczkami, bo chciałam utrzymać to skupienie na zabawie. Wiadomo jakieś proste komendy, żeby uruchomić Satorowi procesor, ale nic wymagającego.
Podsumowując:
- po raz pierwszy bawiłam się ze spuszczonym Satorem w obecności innych psów
- gdybym nie miała frisbee (nie wiem jak zareagowałby na piłeczkę przy takich rozproszeniach), nie byłoby też psa przy mnie
- psy były jednak w znacznej odległości
- psy choć były puszczone luzem nie bawiły się
- mogłam wyluzować, bo wiedziałam, że nawet jeśli pies podbiegnie do suni to nie będzie afery.

W osiągnięciu sukcesu pomogło nam wiele czynników, ale i tak byłam z niego strasznie dumna. Teraz jak coś będzie nie tak, to będę miała w głowie to, że jednak nawet z nim można :-)

wtorek, 15 marca 2011

Refleksje i przemyślenia

Jakoś tak mnie nagle naszło na podzielenie się z kimś refleksjami na psi temat oczywiście.
Refleksja nr.1
Po stracie mojego pierwszego psa - kundelka Maxa - marzylam o psie wpatrzonym we mnie. Myślałam, że wystarczy tylko kochać pieska i dbać o niego (w sęsie papu, siku, kupka, spacerek), że jego szkolenie to będzie bułeczka z masłem, bo cóż byłoby fajniejszego od pracy z właścicielem za smaczki. Rzeczywistość okazała się bardzo brutalna i ucierpiał oczywiście na tym najbardziej pies. Bo to na nim głównie odbijały się błędy popełnione przeze mnie.
Pies rósł, a ja dopiero uzupełniałam braki w wiedzy na temat wychowania psów. Prawdę powiedziawszy chociaż Sator jest ze mną już 2 lata, nadal nie jestem pewna czy potrafiłabym wychować kolejnego psa na "psa idealnego".
Nie wiem, czy gdybym postępowała zgodnie z tą wiedzą, którą teraz mam, Sator byłby we mnie wpatrzony nawet gdyby obok przebiegało stado psów goniących sarnę. Pewnie nie, bo nie tylko wychowanie, ale i charakter wpływa na zachowanie psa. Wiem jednak to, że aby mieć wpatrzonego we mnie psa w wyżej wypisanych warunkach muszę poczekać na kolejnego psiego osobnika. Sator ma już swój charakterek i tego nie zmienię.
Tutaj mały przerywnik. Oto sprawca tych całych refleksji:
Lecimy dalej
Refleksja nr. 2
Drugi pies - moje największe marzenie zaraz po tym, żeby rodzice zgodzili się na psa w domu. W mojej głowie cały czas siedzi jakiś mały borderek lub tollerek (fakt, że moje dwie ulubione sunie będą miały młode nie pomaga mi), ale właśnie, pojawia się "ale".
Pierwszą sprawą dyskwalifikującą już na starcie psiaka nr. 2 jest to, że rodzice nie zgodzą się na trzymanie go w domu (a nawet jeśli by się zgodzili, to Sator nadal byłby na dworze, a to byłoby bardzo niesprawiedliwe).
Druga sprawa. Uważam, że 2 psa powinni mieć ludzie, którzy mają całkowicie wychowanego psa 1. U nas tak nie jest. Nad Satorem jeszcze wiele pracy, a i tak może nigdy nie być ideału.
Dużym plusem byłoby to, że Sator miałby psie towarzystwo, którego mu brakuje. U nas w okolicy jest tylko jedna sunia, z którą może się pobawić, a z racji tego, że jest jedna to często jest tak, że nie widzą się zbyt często. Drugi pies może spowodowałby to, że Satora przestałby tak rozpraszać widok innego psa, bo wtedy miałby zapewniony kontakt z innym osobnikiem swojego gatunku 24h/dobę.
Kolejny plus. Miałabym okazję wychować małego smrodka w zupełnie inny sposób niż Satora.
Kolejny przerywnik, bo się strasznie rozpisałam.

Ostatnia już
Refleksja nr. 3
będzie dotyczyła całkiem inne rzeczy, a mianowicie świadomości zadu. Na YT widzi się głównie bordery i inne mniejsze psy wchodzące zadkiem na drzewo. Ja też zapragnęłam mieć taką sztuczkę w repertuarze i wzięłam się do pracy, choć wątpiłam czy mi się uda. Jak się okazało niepotrzebnie:


Nie chodzi mi jednak o chwalenie się, tylko o zauważenie, że takie ćwiczenia wcale nie są niepotrzebnym wymysłem idiotów, którzy znęcają się nad zwierzętami, bo każą im coś robić, a nie leżeć na posłanku z 5kg nadwagi. Ja sama widzę jak Sator wykorzystuje to w życiu codziennym. Często jeśli wejdzie w jakieś wąskie miejsca to zamiast odwracać się (tak było kiedy), Satorek sam z siebie wrzuca wsteczny i wyjeżdża ;-)
Podsumowując - warto pracować z psem

P.S. Podziwiam każdego kto to przeczytał =D

niedziela, 13 marca 2011

Ponieważ nie było o czym pisać notka nie powstała w zeszłym tygodniu.
Dzisiaj byliśmy na treningu agility

W przeciwieństwie do zeszłego tygodnia, gdzie pokłóciliśmy się z Satorem, tym razem było super. Może nie wszystko wychodziło tak jakbym chciała, ale dobrze nam się razem pracowało, a to najważniejsze.
Na zajęciach był nowy psiak - border. Niestety zanim zacznie z nami ćwiczyć musi przejść szkolenie, ponieważ to nie on słucha się pana, a pan jego. Cieszę się jednak, że Sator przy nim pracował. Oczywiście wcześniej musieli się obwachać, a potem mój potwór musiał do niego parę razy uciec, ale później udało nam się przebiec jakies torki w jego obecności, poćwiczyć skupienie, więc nie jest tak źle.

Ostatnio jestem co raz bardziej zadowolona z naszych poczynań z frisbee. Nie mamy jeszcze ułożonego, żadnego układu, ale fajnie rozumiemy się z Satorem. Mi wychodzą już co raz lepsze rzuty, a on co raz lepiej umie łapać moje czasami nieudolne poczynania.
Notka ma charakter bardzo pozytywny, więc już ją w takim klimacie utrzymam i nie będę na psa narzekała ;-)
Mianowicie Sator, ku mojej wielkiej radości, nie reaguje za bardzo na szczekające za ogrodzeniem psy. Jeśli idziemy po tej stronie co pies to troszkę się ciągnie w jego stron, ale nie żeby szczekac, tylko żeby powąchać i zobaczyć o co chodzi.
I ostatnie zdjęcie a'la wystawowe



wtorek, 1 marca 2011

Marzec czas zacząć!

I tak oto przyszedł marzec, który nie wróży nic dobrego, ani dla mnie, ani dla Satora. Ja jestem rozłożona na łopatki przez zajęcia dodatkowo, przygotowanie do egzaminu i powinnam się uczyć. W związku z tym, dla Satora pozostaje mało czasu... Jeszcze jakby tego było mało, to uwzięłam się na psa i zaczęłam go wychowywać. Z postępów: Sator pogonił dzisiaj kota ;-)
Po za tym udaje mu się już przejść kawałeczki na ulicy, w drodze na spacer z wgapem na mnie. Wcześniej było to niedopomyślenia. O takich rarytaskach skupeniowych to ja sobie mogłam pomarzyć. Teraz postawiliśmy maluteńki krok w przód. Nie chcę się jeszcze cieszyć, ale widzę światełko w tunelu (nie wiem czy cieszyć się czy w ręcz przeciwnie..hm =D). Pracę zaczęłam od nagradzania zabawą, bo okazało się, że Sator nie uznaje zabawy np. na chodniku. Tu znowu moja wina. Wcześniej bawiliśmy się tylko, na polance, na podwórku. To było coś nowego i w sumie bardziej obchodziło go dojście do lasku niż zabawa, ale ja jestem uparta i teraz prawie zawsze chętnie się ze mną przeciąga na ulicy. Kolejnym krokiem będzie rozpoczęcie zabawy przy szczekającym psie. Bo jeśli już się bawimy i zacznie szczekać pies to jest ok, ale w drugą stronę jest gorzej. Planem na najbliższy miesiąc jest również odwrażliwianie na rzucające się za ogrodzeniem psy, oraz częściowo chociaż, na koty.
A tak po za tym, to znowu nie było agility. Tym razem z powodu utykającej Fifki, ale wygląda, że to nic poważnego na szczęście.

No i wysłaliśmy zgłoszenie na obóz! Mam nadzieję, że nas przyjmą, no i że znajdziemy pełnoletniego opiekuna.